Dzisiaj pora na kolejny post z serii podróżniczych inspiracji na miesiąc miodowy :) Tym razem zabieram Was na biegun północny, a konkretniej do małej norweskiej miejscowości Tromso. Tam na biegunie, żyje sobie urocza para moich przyjaciół, Zosia i Wojtek razem ze swoim słodkim synkiem Ignasiem. Zosię znam całe życie i chociaż trudno mi sprecyzować kiedy dokładnie się poznałyśmy, muszę Wam powiedzieć, że po tylu latach spędzonych w jednym namiocie na harcerskich obozach rozumiemy się bez słów :) W dodatku nie znam bardziej kreatywnej od niej osoby! Obecnie jej życie kręci się właśnie wokół małego Ignasia, dla którego realizuje swoje pomysły. Jej przykłady na kreatywne rodzicielstwo możecie obserwować na blogu: www.wiecejmiejscadozabawy.blogspot.com ! Udało mi się jednak zagonić Zosię do pisania i to właśnie dzięki niej będziecie mogli poczytać o podróży poślubnej na biegun północny. Chociaż zimno, myślę, że warto się tam wybrać. Jak to Zosia powtarza, to podróż na koniec świata i jeszcze dalej :)
Japończycy wierzą, że para, która zobaczy razem zorzę polarną, spłodzi mądrego potomka… To chyba wystarczający powód, żeby wybrać się w podróż poślubną do Tromso w Norwegii :)
Niestety zorze zobaczymy tylko zimą, kiedy jest tu noc polarna. Wtedy najlepiej udać się poza miasto i tam na nią „polować”. Jeśli jednak pogoda nie dopisuje i niebo jest zachmurzone, lub kiedy jesteście tu latem i cały czas jest jasno, nie martwcie się- można zobaczyć tu też kilka innych rzeczy.
Tromso to
przede wszystkim zapierające dech w piersiach widoki, fiordy jedzące z ręki J,
spacerujące po ulicach renifery i kolorowe domki. To niewielkie miasto, którego najbardziej
charakterystycznym punktem jest Arktyczna Katedra, dla której inspiracją był
krajobraz Norwegii. Trzeba ją zobaczyć, albo raczej- nie da się jej nie zobaczyć-
króluje nad krajobrazem miasta. Zimą jest pięknie podświetlona. Jeśli kupujecie
pocztówki, to koniecznie z katedrą J
Warto
też wybrać się do Polari- arktycznego akwarium. Już sama bryła budynku ma
niecodzienny kształt- przewracających się kostek domino, a główną atrakcją tego
miejsca jest karmienie foczek. Niedaleko stąd
znajduje się Mack, największy browar na północy, ale podobno mają słabe piwo.
Będąc już w tym temacie, warto wspomnieć, że po 18 w Norwegii nie kupicie
alkoholu. Sklepy monopolowe, oraz stoiska z alkoholem w marketach są o tej
godzinie zamykane. Dodatkowo właścicielem jedynej sieci tego rodzaju sklepów
jest państwo, ma to zapobiec szerzeniu się alkoholizmu w tym kraju. Romantyczne wieczorki przy winie raczej odpadają :)
W samym centrum miasta można zobaczyć wiele drewnianych domków charakterystycznych dla Skandynawii, a na deptaku wejść do najstarszego kina w Norwegii. Niedaleko znajduje się też biblioteka, która jest budowlą współczesną, o niespotykanej konstrukcji. Ciekawostką są tunele z rondami,
oraz parkingi pod miastem, które w razie ataku jądrowego mają służyć za
schrony. Podobno kilka lat temu do Tromso przyjeżdżały autokary, wypełnione
niemieckimi turystami i zatrzymywały się w tunelach, żeby Niemcy mogli zrobić
zdjęcia. Nie trudno się domyślić, że było to dosyć niebezpieczne. W
mieście jest też kilka muzeów, między innymi Muzeum Uniwersyteckie i Muzeum Polarne. Natomiast zwieńczeniem zwiedzania miasta może być wjazd kolejkną linową Fjellheisen, na pobliską górę, z której można podziwiać panoramę Tromso.
Koniecznie
trzeba wybrać się także za miasto, na przykład na wycieczkę do Sommarøy, skąd widać ocean, oraz pospacerować po
piaszczystej plaży w Grotfjord. Planując podróż do Tromso warto wiedzieć, że w Norwegii można w dowolnym miejscu biwakować- rozbić namiot, palić ognisko, czy łowić ryby. Zresztą sami Norwegowie uwielbiają takie rozrywki, więc nie zostaniecie uznani za dziwaków :)
Na koniec najważniejsza rada: pod żadnym pozorem nie
zapomnijcie czapki! Pogoda potrafi tutaj zaskoczyć :)
Prawda, że biegun północny prezentuje się naprawdę imponująco? Szczególnie gdy jedziemy tam tylko na przysłowiowy miesiąc miodowy i nie musimy się martwić tym, że w środku wiosny zasypało nam wejście do domu :) Widoki nieziemskie, piękne drewniane domki we wszystkich kolorach i renifery! Do tego góry i ocean, czyli najlepsza wakacyjna mieszanka. A chociaż podróż na koniec świata do najtańszych nie należy, nie musi być wcale strasznie droga. Jak już Zosia wspomniała, możecie rozbić tam swój namiot i wcinać złowione przez siebie dorsze pieczone w ognisku :) Brzmi romantycznie, prawda? :)
Tekst i foto: Zosia Maciaczyk
Nie zapomnijcie odwiedzić bloga Zosi! www.wiecejmiejscadozabawy.blogspot.com
Koleżanka mi poleciła ten blog i nie żałuję.
OdpowiedzUsuń